W listopadzie smakują najlepiej, robię je na okrągło. Rodzina nie może wyjść z podziwu
Gdy chłód zagląda do kuchni, wyciągam garść ugotowanych ziemniaków i smażę moskole – podhalańskie placki, które niegdyś pojawiały się głównie na wigilijnym stole. Dziś w Zakopanem kosztują nawet 35 zł za porcję, a w domu przygotujesz je z resztek i za grosze.
Skąd wzięły się moskole?
Nazwa pochodzi od rosyjskich żołnierzy stacjonujących niegdyś na Podhalu. Górale podpatrzyli prosty chleb z gotowanych ziemniaków i dostosowali przepis do lokalnych warunków. Tak powstały moskole – sycące placki wypiekane na blasze lub żeliwnej patelni, które przez dekady zastępowały droższe pieczywo.
Dziś to klasyk góralskiej kuchni. W zakopiańskich karczmach zapłacisz za nie od 20 do 35 zł. W domowym wydaniu przygotujesz porcję za mniej niż 3 zł – wystarczą ziemniaki, mąka i odrobina zsiadłego mleka.
Proste składniki, wielki smak
Bazą jest kilogram mączystych, ugotowanych dzień wcześniej ziemniaków. Do musu dodajemy 0,5 kg mąki pszennej lub orkiszowej, dwa jajka i niecałą szklankę zsiadłego mleka. Doprawiamy solą, pieprzem i szczyptą czosnku granulowanego. Ciasto powinno być elastyczne, ale nie klejące.
Zimne ziemniaki to klucz – świeże sprawią, że masa się rozpłynie. Górale wiedzą: noc w lodówce wiąże skrobię i ułatwia formowanie zgrabnych placków.
Jak smażyć moskole bez tłuszczu?
Rozgrzej grubą, suchą patelnię. Gdy kropla wody zacznie tańczyć po powierzchni, kładź placki o grubości ok. 2 cm. Smaż na średnim ogniu, aż pojawią się brązowe plamki. Przewracaj raz – zbyt częste obracanie niszczy strukturę.
Gotowe placki przełóż na deskę i od razu posmaruj masłem czosnkowym lub ziołowym. Klasyczna wersja zakłada podanie z sosem grzybowym lub gęstym gulaszem, ale świetnie smakują też z konfiturą żurawinową.
Dlaczego listopad to najlepszy moment na przygotowanie moskoli?
Jesienne ziemniaki mają więcej skrobi i mniej wody – moskole wychodzą puszyste i zwarte. Mniejsza wilgotność powietrza pozwala lepiej odparować wilgoć podczas smażenia, dzięki czemu skórka staje się chrupiąca.
Z resztek po obiedzie w pół godziny zrobisz sycącą kolację. Zapach smażonej skrobi i ziołowego masła to najlepsza zapowiedź zimy. Nic dziwnego, że rodzina prosi, by robić je na okrągło – w listopadzie trudno o lepszy comfort food.